Myli się ten, kto uważa, że ostateczna walka duchów o świat i człowieka rozegra się na niebie. Wszyscy zaś, zadzierając głowy do góry z ciekawości, będą mogli być postronnymi obserwatorami ścierających się dwóch obozów mocy. Przegapiliśmy tę walkę. Św. Jan wspomina o niej w Apokalipsie: „I nastąpiła walka na niebie: Michał i jego aniołowie mieli walczyć ze Smokiem. I wystąpił do walki Smok i jego aniołowie, ale nie przemógł, i już się miejsce dla nich w niebie nie znalazło. I został strącony wielki Smok, Wąż starodawny, który się zwie diabeł i szatan, zwodzący całą zamieszkałą ziemię, został strącony na ziemię, a z nim strąceni zostali jego aniołowie” (Ap 12,7-9). Walki nie widzieliśmy, ale znamy jej wynik. Archanioł Michał wraz z aniołami wiernymi Bogu zwyciężyli Smoka i jego zastępy zbuntowanych aniołów. Niestety, nie jest to koniec historii o walce dwóch obozów istot duchowych. Wąż starodawny i jego aniołowie zostali strąceni na ziemię, gdzie kontynuują swoje zadanie: zwodzą człowieka.
Jeżeli chcesz być świadkiem walki istot duchowych, nie zadzieraj głowy w górę. Walka duchów nie toczy się na niebie. Zajrzyj do swego serca – tam jest ich pole walki. To w twoim sercu i w myślach toczy się spór dobra ze złem. Nikt nie może być jedynie postronnym świadkiem tej walki, ale sam w niej bierze udział. Nikt nie jest tylko pionkiem na szachownicy, którego bezwiednie przestawiają gracze. W walce tej istotną rolę odgrywa twoja wolność, która przynależy godności osoby ludzkiej. Człowiek w każdej sytuacji posiada wewnętrzną wolność, która uzdalnia go do swobody myślenia, do podejmowania wyborów i decydowania o własnym postępowaniu – jak zauważa Viktor Frankl, psychoanalityk i więzień obozów koncentracyjnych – gdyż nie jest jedynie produktem uwarunkowań biologicznych, psychicznych czy społecznych. Człowiek nie jest też skazany na bezwzględność jakiegoś fatum, któremu odpowiada myślenie mitologiczne, niereligijne, a na które to powołują się ci, którzy uciekają od osobistej odpowiedzialności za to, co wydarza się w ich życiu.
Wreszcie okazuje się, że człowiek nie jest bezradny nawet względem działalności duchów – choć przewyższają go pod każdym względem, to mimo wszystko nie mogą za niego wybierać. Ktoś może przywołać przypadki opętań, które wskazują na totalną bezsilność opętanego. No tak, ale na początku każdego opętania jest człowiek, który wybiera w wolności to, co nie pochodzi od Boga, ktoś, kto dobrowolnie otwiera się na moce duchowe, które nie mają swojego źródła w Zmartwychwstałym. I znów wracamy do tematu dwóch światów duchowych, które są w całkowitej sprzeczności, ale też spotykają się w sercach i umysłach wszystkich ludzi. Nikt nie jest pozbawiony wpływu ducha dobrego i ducha złego, a zarazem nikt nie traci własnej autonomii na rzecz jednej ze stron (jednocześnie nie istnieje też taka autonomia, by nie podlegała wpływom z zewnątrz).
W bieżącym numerze Manrezy przyjrzymy się wczesnemu duchowemu doświadczeniu Ignacego Loyoli – doświadczeniu odczuwania działań różnych duchów na jego myśli i pragnienia. Tym numerem rozpoczynamy Rok Ignacjański z okazji 500-lecia nawrócenia św. Ignacego. Od bieżącego numeru pisma w pewien sposób będziemy towarzyszyć mu na drodze nawrócenia, partycypując w tym doświadczeniu przez coraz głębsze wchodzenie w doświadczenie rozeznawania duchowego. Proponowane ćwiczenia duchowe zamieszczone po artykułach mają na celu pomóc w lepszym odczuciu, poznaniu i wreszcie rozróżnieniu duchów, które działają w nas samych.
Marek Kruszyński SJ
(Manreza 2/2021)