Manreza

Misja pisma

Pismo poświęcone jest duchowości ignacjańskiej. Jego misją jest rozpalanie miłości do Boga oraz wzbudzenie pragnienia lepszego Mu służenia.

MANREZA:

  • jest drogą, którą idący zbliża się do Boga
  • wspiera rozwój życia duchowego
  • rozpala pragnienie życia bardziej zgodnego z wolą Bożą
  • pomaga nawiązywać przyjacielską relację z Bogiem
  • pomaga w dostrzeganiu, jak Bóg jest obecny w życiu, oraz jakie są  zagrożenia i przeszkody duchowe.
 

Czasopismo pozwala czytelnikowi głębiej poznać duchowość ignacjańską:

  • przybliża czytelnikowi postać św. Ignacego Loyoli i jego duchowość
  • uczy, w jaki sposób żyć duchowością ignacjańską na co dzień
  • uczy rozeznawania duchowego
 
MANREZA to nazwa miejscowości w Hiszpanii, w której Ignacy Loyola zatrzymał się w drodze do Ziemi Świętej i pozostał przez prawie rok. Tam powstały Ćwiczenia duchowe, tam Ignacy otrzymał dzięki łasce Bożej wiele przeżyć mistycznych i wiele objawień, które ukształtowały jego duchowość. W Manrezie posługiwał ubogim i chorym i tam zrodziło się w nim pragnienie pomagania duszom. Pragnienie to stało się kamieniem węgielnym jego misji, a następnie misji całego Towarzystwa Jezusowego, które formalnie zostało zatwierdzone przez papieża Pawła III w 1540 r. 
 
Wydawcą MANREZY jest Wydawnictwo RHETOS, którego właścicielem jest prowincja Wielkopolsko-Mazowiecka Towarzystwa Jezusowego (Jezuici).

W numerze

MANREZA 2/2024 (18)
Spis treści:

 

NIE JESTEŚCIE Z TEGO ŚWIATA / MAREK KRUSZYŃSKI SJ


WYBIERAĆ SERCEM / PIOTR ASZYK SJ
Słyszymy w życiu wiele na temat Boga, to jednak nie to samo co słyszeć Boga lub doświadczać Jego obecności. Jaką podążać drogą, aby spotkać Boga takim, jaki jest?


W PUŁAPCE WYOBRAŻEŃ / GRZEGORZ LOJTEK SJ
Każdy z nas nosi w sobie jakiś obraz Boga, który ukształtował się na przestrzeni lat. Lecz takie wyobrażenia Boga mogą stać się przyczyną wielu problemów w życiu duchowym. Zbytnie przywiązanie do własnego obrazu Boga sprawia, że nie jesteśmy w stanie poznać, jaki On jest naprawdę.


POSZUKIWANIE WOLNOŚCI, ABY DOBRZE WYBIERAĆ / PAWEŁ KOWALSKI SJ
Człowiek nie osiąga wolności w wyniku ascetycznych ćwiczeń, lecz jest ona owocem współpracy z Bożą życzliwością. Dlatego serce człowieka będzie tylko wtedy wolne, gdy będzie w nim pragnienie życia z Jezusem.


„PÓJDŹ ZA MNĄ”. CO ZNACZY WYBRAĆ JEZUSA? / TOMASZ OLENIACZ SJ
Przed podjęciem jakichkolwiek decyzji dobrze jest zdać sobie sprawę z tego, według jakich kryteriów albo wedle jakiego wzorca chcę je podejmować. Dlatego trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, z jakim Jezusem się identyfikuję i jakiego Jezusa wybieram i pragnę naśladować.


JEŚLI ZIARNO NIE OBUMRZE / PIOTR STANOWSKI SJ
Karol de Foucauld – święty, który chciał być bratem dla wszystkich: chrześcijan i muzułmanów, ginie samotnie zastrzelony na pustyni. Czy jego ofiarne życie i śmierć miały sens i czy mogą się stać dla nas inspiracją w wypełnianiu naszego powołania do życia w wierze?


ZEJŚĆ DO SERCA / PAWEŁ SZPYRKA SJ
Serce wydaje się najważniejszym ośrodkiem nie tylko emocji, uczuć, nastrojów i namiętności, ale także myśli i woli. Człowiek nie tylko czuje, ale także myśli i wybiera sercem. W swoim sercu może spotkać Boga i dlatego w nim musi się dokonać nawrócenie.


TRZY RODZAJE POKORY WEDŁUG ŚW. IGNACEGO LOYOLI / MAREK KRUSZYŃSKI SJ
Pokora, miłość i służba Boskiemu Majestatowi są wyrazem miłości człowieka do Chrystusa. Dlatego mówiąc o trzech rodzajach pokory, możemy rozumieć je również jako trzy stopnie miłości.


KIEDY CZŁOWIEK MOŻE CIERPIEĆ I KOCHAĆ / JÓZEF AUGUSTYN SJ
Tylko wielka miłość do Jezusa, która jest darem i łaską Ojca, może nas pobudzić do naśladowania Go w tym, co dla natury ludzkiej jest najtrudniejsze: znoszenia krzywd, zniewag i ubóstwa.


BYĆ W KOŚCIELE DO KOŃCA / BOGUSŁAW STECZEK SJ
Być uczniem Jezusa to znaczy pójść za Nim, utożsamić się z Nim i z Jego misją. To znaczy również uczestniczyć w życiu Jego Kościoła, utożsamiać się z Kościołem, przyznawać się do Kościoła i poczuwać się do odpowiedzialności za Kościół.

Ignacjański rachunek sumienia

Ignacjański rachunek sumienia jest patrzeniem razem z  Bogiem na miniony dzień. Pomaga szukać i  znajdować w nas ślady Bożego działania, rozwija naszą wrażliwość na Jego poruszenia. Modlitwa ta pomaga odkryć obecność Boga i Jego błogosławieństwo w każdej chwili naszego życia.

Pobierz artykuł o. Przemysława Gwadery SJ

Szukać i znajdować Boga

Duchowość ignacjańską można scharakteryzować w skrócie jako szukanie i odnajdywanie Boga we wszystkich rzeczach. Artykuł pokazuje, w jaki sposób rozumiał i praktykował tę rzeczywistość św. Ignacy Loyola.

 

Pobierz cały artykuł o. Stanisława Biela SJ z ćwiczeniem.

Czas uporządkować swoje serce

Święty Ignacy w „Ćwiczeniach duchowych” uczy nas szukania i pełnienia woli Bożej. Bez porządkowania naszych uczuć i przywiązań ciągle możemy szukać raczej siebie, nawet w pobożnych sprawach.


Pobierz cały artykuł o. Marcina Pietrasiny SJ z ćwiczeniem.

Naśladowanie Chrystusa

Wziąłem do ręki książeczkę Tomasza à Kempisa Naśladowanie Chrystusa. Na otwartych stronach rozpoczynał się rozdział zatytułowany „Posłuszeństwo pokornego poddanego na wzór Chrystusa”. Nie szukałem w książeczce niczego konkretnego, nie sprawdzałem spisu treści, po prostu otworzyłem ją na chybił trafił. Tytuł rozdziału stał się przyczynkiem do dalszej refleksji.
Posłuszeństwo pokornego poddanego na wzór Chrystusa. Kluczowym elementem jest wyrażenie „na wzór Chrystusa”, które nawiązuje wyraźnie do czynności naśladowania. Pierwszym znaczeniem pojęcia „naśladowanie” jest odwzorowanie jakiejś czynności, którą powtarza się za osobą-instruktorem. W tym przypadku osoba-uczeń usiłuje wykonać czynność w ten sam sposób, jak robi to osoba-instruktor, chce odwzorować jej gesty (kto uczył się gry w tenisa, w golfa czy trenował wschodnie sztuki walki, wie, jak ważna jest technika wykonywania ruchów ciała).
Inne znaczenie pojęcia „naśladowanie” odnosi się do działania, które nie dotyczy ruchów ciała, lecz schematu, modelu postępowania. W tym przypadku np. zwycięscy sportowcy mogą uczyć innych, jak radzić sobie z lękiem, z porażką, z trudnościami, by osiągnąć osobisty sukces w każdej ważnej dla danej osoby dziedzinie życia.
Jeszcze inne znaczenie „naśladowania” odkrywamy, gdy dostrzegamy w kimś pociągające nas idee i wartości, którymi żyje dana osoba. Wielu ludzi pociągnęła i zainspirowała do pomocy ubogim skromna kobieta, misjonarka Miłości, św. Matka Teresa z Kalkuty. Wielu postanowiło ją naśladować, niosąc pomoc biednym. Można powiedzieć, że pomagają oni ubogim na wzór św. Matki Teresy, choć nie robią dokładnie tego, co robiła ona, nie są siostrami zakonnymi, tak jak ona, nie mieszkają w Kalkucie, tam, gdzie ona pracowała. W tym sensie naśladujemy kogoś, gdy przyjmujemy jego najwyższy priorytet życia jako istotną osobistą wartość, która wywiera wpływ na nasze postępowanie.
Wydaje się, że wszystkie trzy sposoby naśladowania Chrystusa powinny występować w życiu wspólnoty Jego uczniów. Gdy kapłan podczas Eucharystii bierze kielich z winem, wypowiada słowa konsekracji, jakie wypowiedział Jezus, gdy bierze chleb w ręce, łamie go i rozdaje innym, powtarza gesty, które wykonał Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy i polecił apostołom, by czynili podobnie (Łk 22,17-20).
To wydarzenie wieczerzy zawiera również wyraźne wskazania do naśladowania Jezusa w sensie pozostałych znaczeń tego terminu. Jezus przed wieczerzą umywa stopy Swoim uczniom. Gest ten ma inne znaczenie – nie jest samą zachętą do umywania nóg innym (nie jest to instrukcja, co i jak robić przed posiłkiem). Jezus nadaje duchowy sens tej czynności, która przekłada się na pewien model postępowania (J 13,1-15) – zanim usiądzie się do stołu eucharystycznego, by spożywać wieczerzę Pańską (Ciało i Krew Chrystusa), należy wpierw oczyścić się z brudu grzechu.
Ten sam gest odkrywa jeszcze inne znaczenie naśladowania Jezusa – gdy Chrystus umywa stopy, przyjmuje rolę sługi. Nie pierwszy raz Jezus podkreśla wymiar służebny swojej misji i stawia siebie za wzór postępowania (Mt 20,25-28) – tak jak On sam nie przyszedł, by Mu służono, ale by służyć, tak Jego uczniowie mają służyć innym. W tym samym czasie Jezus zwraca się do uczniów: „Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości” (J 15,10). Jezus ponownie stawia siebie i swoje postępowanie za wzór do naśladowania – jak On zachowuje przykazania Ojca, tak uczniowie powinni zachowywać Jego przykazania.
Przykład ma większą siłę oddziaływania na zachowanie niż wygłoszona nauka. Nasz „sukces” zależy od tego, jaki wzór wybierzemy i kogo chcemy naśladować.

 

Marek Kruszyński SJ

(MANREZA 4/2022)

Nie możesz Go nie zobaczyć

Temat bieżącego numeru Manrezy „Doświadczyć Boga” może pobudzić nadzieję na rozwiązanie powracającego co pewien czas pragnienia, by wreszcie doświadczyć Boga. Czy czytelnik znajdzie w artykułach jakąś metodę gwarantującą spełnienie jego ukrytych pragnień? Jest to prawdopodobne. Teksty i ćwiczenia duchowe zawierają wiele wskazówek, gdzie i jak szukać Boga (choć nie możemy zapomnieć o tym, że Pan Bóg pozostaje w pełnej wolności i to On sam wychodzi nam na spotkanie). Autorzy odwołują się do doświadczeń codziennych, pomagają dostrzec możliwości spotkania się z Bogiem na zwyczajnej drodze życia. Droga ta przez nauki teologiczne pozostaje w cieniu, gdyż zadaniem teologii było badanie pism i życia tych, którzy mieli nadzwyczajne, mistyczne doświadczenia Boga (jak np. św. Franciszek z Asyżu, św. Jan od Krzyża, św. Teresa z Ávili czy św. Ignacy Loyola). Lecz owa zwyczajna droga, prowadząca do spotkania z Bogiem, nigdy nie została zapomniana ani jej znaczenie nie zostało w żaden sposób pomniejszone. Duchowość pielęgnuje jej „zwyczajną” świętość. O ile dla duchowości jest ona zwyczajną drogą, o tyle dla wierzących bardziej zanurzonych w sprawach „światowych”, a mniej dbających o wieczność, jak i dla tych, którzy dopiero budzą swoją duchowość, jest ona nie-zwyczajną drogą, bo wymagającą innego spojrzenia na życie, na świat, innego podejścia do praktyki religijnej, innej świadomości siebie i Boga – to wszystko wymaga pewnego wysiłku, bo to, co znane, teraz trzeba przeinterpretować, zobaczyć w inny sposób.

Temat pisma jest zachętą do pogłębionej refleksji i wzmożonej uważności, w jaki sposób Nieskończony jest obecny w tym, co skończone. Z jednej strony jest Bóg, który wydaje się być skryty, ale jednak obecny wobec stworzenia i w stworzeniu, o czym zapewnia dzięki mistycznemu doświadczeniu św. Ignacy Loyola: „Być nieogarnionym przez największe, a jednocześnie mieszkać w najmniejszym boską jest rzeczą”. Z drugiej strony jest człowiek i jego świadomość, że „czyniąc to, co skończone, można odczuwać nieskończone” (Abraham J. Heschel). Bóg i człowiek świadomie i celowo angażują się, by nastąpiło spotkanie. Tu nie ma miejsca na przypadkowość. Pozostawiając wszystko przypadkowi, powiększa się tylko chaos i rozczarowanie, co z kolei może prowadzić do nieufności, utraty nadziei i wygaszenia miłości.

Gdy człowiek nie podejmie świadomie wysiłku, by coś zrobić, nic nie zostanie zrobione, nic też nie wyrośnie, jeżeli wpierw nie posieje się ziarna – podobnie jest z autorem, który, nie podejmując wysiłku napisania tekstu, nie napisze go. Przypomina mi się dowcip o rolniku, który wyjechał kombajnem na pole, by zebrać plony. Patrzy na pole, a na nim nic nie rośnie. Uderza się dłonią w czoło i mówi do siebie: „Wiedziałem, że o czymś zapomniałem”. Aby coś było, trzeba to coś po prostu zrobić.

Aby doświadczyć Boga, też trzeba coś zrobić, choćby zatrzymać się i pomyśleć, by odczuć. Trafnie obrazuje to bajka o małej rybce, którą Anthony de Mello SJ zamieścił w książce Śpiew ptaka: „– Przepraszam panią – rzekła jedna morska ryba do drugiej – jest pani starsza ode mnie i bardziej doświadczona, pewnie będzie mi pani mogła dopomóc. Proszę mi powiedzieć, gdzie mogę znaleźć to, co nazywają oceanem? Szukałam już wszędzie – bez rezultatu. – Oceanem jest miejsce, gdzie teraz pływasz – odpowiedziała stara ryba. – To? Przecież to tylko woda… A ja szukam oceanu – odparła rozczarowana młoda ryba, odpływając, by szukać gdzie indziej”. De Mello SJ umieścił pod bajką następujący komentarz: „Przestań szukać, mała rybko. Nie ma czego szukać. Musisz tylko stanąć spokojnie, otworzyć oczy i patrzeć. Nie możesz Go nie zobaczyć”.

 

Marek Kruszyński SJ

Manreza 3/2022

Ujrzeć wszystko na nowo

Z okazji jubileuszu 500-lecia nawrócenia św. Ignacego Loyoli jezuici przeżywają Rok Ignacjański, który został zainaugurowany w maju zeszłego roku i będzie trwał do lipca tego roku. W tym czasie kolejne numery pisma Manreza opisują proces nawrócenia Założyciela zakonu przedstawiający się jako droga jego coraz większego jednoczenia się z Jezusem. Od drugiego numeru zeszłego roku czytelnik może śledzić kolejne etapy tej drogi, a nawet więcej, może sam iść tą drogą, na której przewodnikiem jest św. Ignacy Loyola. Dla Ignacego rozpoczyna się ona od rekonwalescencji w Loyoli po bitwie w Pampelunie, kiedy zaczyna rozeznawać poruszenia duchowe. Gdy wraca do zdrowia, wyrusza na pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Droga jego nawrócenia kończy się w miejscowości Manreza[1], w której planuje zostać kilka dni, a zostaje w niej kilka miesięcy. Tamtejszy pobyt charakteryzuje się wielością i intensywnością doświadczeń duchowych. Ignacy doświadcza w Manrezie również wielkich udręk duchowych, które były swego rodzaju czasem próby i oczyszczenia duchowego. Ostatni etap procesu nawrócenia to czas doświadczeń mistycznych – czas, w którym uczy się znajdować Boga we wszystkim. Gdy wyrusza w dalszą podróż do Ziemi Świętej, można powiedzieć, że rozpoczyna nową drogę, którą nazwiemy wzrastaniem w Duchu Świętym, na której pozwalał prowadzić się Bogu i pomagał kroczyć nią innym ludziom.

„Widzieć nowymi wszystkie rzeczy” to hasło Roku Ignacjańskiego. W bieżącym numerze Manrezy podjęty jest temat duchowych trudności, które przeżywa każdy wierzący. Autorzy artykułów podejmują próbę wskazania przyczyn tych trudności, nazwać ich rodzaje i wreszcie przedstawić pewne sposoby radzenia sobie z nimi. Teksty w dużej mierze odnoszą się do jubileuszowego hasła, zachęcając czytelnika do spojrzenia na trudne doświadczenia duchowe w inny sposób niż na ogół robią to osoby ich doświadczające, przeżywające je – spojrzeć na nie jak na szansę rozwoju duchowego, a nie jak na przeszkody w wierze.

Niestety, nikt nikogo nie może zapewnić, że wszystkim trudnościom duchowym można zaradzić. Byłoby czymś nieuczciwym przekonywać innych, że wystarczy zastosować jakąś metodę czy technikę, znaleźć odpowiednią modlitwę czy wprowadzić jakąś praktykę pokutną, by każdą trudność usunąć. O takim przypadku wspomina Święty Paweł. Pisze do Koryntian o swoim cierpieniu, które nazywa „ościeniem dla ciała” (2 Kor 12,7). Prosi Pana, by oddalił od niego to, co jest przyczyną jego strapienia, ale Pan nie czyni tego. Paweł słyszy tylko zapewnienie: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali” (2 Kor 12,9). Apostoł musi dalej żyć z owym ościeniem, ale przeżywa go jako coś, dzięki czemu nie będzie mu groziła pokusa pychy, która wynosiłaby go ponad innych ze względu na objawienia doznane dzięki łasce Boga. Paweł dalej doświadcza swojej niedogodności – tak jakby ktoś nieustannie policzkował go, by nie popadł w pychę – ale nie skupia się jedynie na niej. Stara się dostrzegać łaskę, która jest mu udzielana. Pomimo ościenia dalej ewangelizuje. Można porównać go do kobiety, która nawet gdy choruje, nadal zajmuje się dziećmi i domem, podczas gdy choremu mężczyźnie cały świat się wali i nie jest zdolny do niczego, bo zdaje się umierać.

Tak jak katar nie prowadzi do śmierci, tylko jest czasową niedogodnością, tak i kryzys duchowy nie jest znakiem umierającej wiary, lecz sygnałem, że może należy przewartościować swoje priorytety i postępowanie, bo właśnie nadarza się szansa na rozwój duchowy.

 

[1] Miasto na północny zachód od Barcelony. Oryginalna pisownia to „Manresa”, której używa się we współczesnej literaturze ignacjańskiej. Tytuł pisma Manreza jest spolszczoną formą hiszpańskiej miejscowości

 

Marek Kruszyński SJ

(Manreza 2/2022)

Podstępy anioła światłości

„Mieć ciastko i zjeść ciastko” jest stwierdzeniem paradoksalnym, bo nie można jednocześnie mieć ciastka i je zjeść. Stwierdzenie to jest paradoksem, ale może też oddawać rzeczywiste wewnętrzne napięcie osoby zmagającej się z pokusą, by coś uczynić i tego nie czynić. Ciastko może być dobre, smaczne, ale dla kogoś, kto ma zbyt wysoki poziom cukru, zjedzenie go będzie zachowaniem nieodpowiedzialnym. Pokusa w dużej mierze dotyczy takiego stanu: mam przed sobą ciastko, bardzo chcę je zjeść, jednocześnie wiem, że jest to niedozwolone i może mi zaszkodzić. Natychmiastowa nagroda próbuje przesłonić późniejsze konsekwencje, a oczekiwane doznania emocjonalne zaciemniają następstwo straty moralnej. Pokusa jest przede wszystkim kusa, krótka – oferuje piękne doznania, natomiast nierzadko pozostawia wielkie rozczarowania.

Wszystkie słowniki podają zwięzłą definicję „pokusy” jako pragnienia zrobienia lub posiadania czegoś, o czym wie się, że jest złe lub zakazane. Gdy mówi się o pokusie i kuszeniu, przeważnie używa się kategorii etycznych i moralnych – coś jest niewłaściwe, złe, zakazane, niegodne. Lecz nie powinniśmy dać się zwieść jedynie definicjom słownikowym znaczenia tego terminu, gdyż pokusa jest pojęciem o wiele szerszym i wykracza poza to, co zakazane i niemoralne. Kusiciel stawia innego rodzaju pokusy człowiekowi „przeciętnie” religijnemu, a inne – postępującemu w służbie Bogu i w gorliwości o królestwo Boże. Taka osoba będzie kuszona do podejmowania czynów heroicznych i z pozoru pobożnych, jej pragnienie większego dobra będzie podsycane do osiągnięcia stanu „świętego szaleństwa”, gdy już nie są brane pod uwagę różne okoliczności, a idea pomnażania dobra może zastąpić przykazanie miłości bliźniego.

Święty Ignacy na początku swojego nawrócenia sam ulegał pokusom pobożności i świętości. Dzięki łasce Bożej nauczył się rozpoznawać działanie złego ducha pod płaszczykiem dobra, a swoje doświadczenie zawarł w Regułach rozeznawania duchowego. W jednej z reguł przestrzega: „Anioł zły ma tę właściwość, że się przemienia w anioła światłości [por. 2Kor 11,14] i że idzie najpierw zgodnie z duszą wierną, a potem stawia na swoim; a mianowicie podsuwa jej myśli pobożne i święte, dostrojone do takiej duszy sprawiedliwej, a potem powoli stara się ją doprowadzić do swoich celów, wciągając duszę w ukryte swe podstępy i przewrotne zamiary” (Ćwiczenia duchowe, 332).

Jak to możliwe, że osoba wierząca i sprawiedliwa, mająca na względzie tylko dobro Kościoła, może być pod wpływem złego ducha? W słowie „pokusa” i „kusić”, jak podaje Słownik etymologiczny języka polskiego z roku 1927, pobrzmiewają staropolskie źródła tych terminów: „kąsać”, „kosztować”, „próbować”; można usłyszeć też rosyjskie „kuszać”, czyli „jeść”. Źródłem pokusy mającej pozór pobożności jest własnego ego. Człowiek z pozoru spełniający dobre uczynki i dążący do uświęcenia świata w zasadzie może karmić swoje ukryte głody, kompleksy, a przede wszystkim miłość własną. Można na siłę spełniać uczynki miłosierdzia i przymuszać do nich inne osoby, nie uwzględniając szerszego kontekstu, jakim jest wola Boża – chociaż ktoś możne tłumaczyć swoje czyny właśnie tym, że spełnia wolę Bożą.

W bieżącym numerze Manrezy w dużej mierze rozważania dotyczą pobożnych, dobrych i świętych poruszeń serca oraz rozeznawania, czy są to poruszenia-pokusy, czy poruszenia-natchnienia. Dlatego stawiamy pytanie: czy to pokusa, czy natchnienie?

Marek Kruszyński SJ

(Manreza 4/2021)

Kurs na Boga

„Drobne odstępstwa od normy na dłuższą metę okazują się katastrofalne w skutkach”. To przekonanie łatwo mi zobrazować dzięki wyobraźni. Mam przed oczami obraz samolotu lecącego z Warszawy do Chicago, który ląduje w Atlancie – ok. 1200 km na południowy wschód od miasta docelowego. W ten sposób wyobrażam sobie wielkie chybienie celu spowodowane małą odchyłką urządzenia nawigującego w samolocie. Pewnie dzisiejsza technologia wyklucza takie niebezpieczeństwo pomyłki, ale jest to tylko obraz ilustrujący przekonanie, że stałe przyzwolenie na „niewinne” grzeszki w dłuższej perspektywie czasowej może spowodować niebagatelne rozterki. Nie raz tego doświadczyłem. Niestety, pomimo właściwego przekonania i kiepskich doświadczeń (potwierdzających to przekonanie) nadal mam problem, by dostrzec w porę, że nieco zbaczam z  wcześniej obranego kursu.

Wyobraźmy sobie inną sytuację. Ten sam samolot odbywa krótszy rejs np. z Warszawy do Poznania. W takiej sytuacji problem z nawigacją byłby znacznie mniej poważny, gdyż mimo jej złego wskazania pilot mógłby w świetle dnia dostrzec docelowe lotnisko. W tym przypadku, nawet gdy urządzenie nie jest sprawne w stu procentach, nie dojdzie do tragedii. Z tego można wnioskować, że im częściej ten samolot ma śródlądowanie, tym łatwiej jest utrzymać pilotowi właściwy kurs i w końcu dolecieć do określonego celu, który mógłby być jeszcze bardziej odległy niż Chicago.

Powyższy obraz podróży lotniczej można zestawić z obrazem pielgrzyma, jakim sam jestem w Kościele zdążającym do królestwa niebieskiego, oraz ze słowami Chrystusa:

„Ja jestem dobrym pasterzem” (J 10,11).

„Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” (J 14,6).

„Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8,12).

„A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem” (J 14,26-27a).

Obraz podróży również można osadzić w kontekście Roku Ignacjańskiego i doświadczenia nawrócenia św. Ignacego. Ignacy często egzaminował swoje serce i myśli, by nie zboczyć z  właściwego kursu. Jedna z reguł, jakie stosował, była następująca: „Powinniśmy bardzo zwracać uwagę na przebieg myśli. Jeżeli ich początek, środek i koniec jest całkowicie dobry, zmierzający do tego, co jest w pełni dobre, jest to znak dobrego anioła. Ale jeśli przebieg myśli, które nam poddaje, prowadzi ostatecznie do jakiejś rzeczy złej, (…) [myśl taka] pochodzi od złego ducha (…)” (Ćwiczenia duchowe, 333).

Zły duch nie tyle prowadzi nas do grzechu, ile nie chce, byśmy osiągnęli cel, którym jest życie zgodnie z wolą Bożą. Stawia przeszkody, byśmy zboczyli z kursu, czyli zeszli z właściwej drogi, odeszli od prawdy i tym samym utracili źródło życia. W gruncie rzeczy, tak jak nieprzyjacielowi chodzi o to, abyśmy „nie osiągnęli celu”, tak my tym bardziej winniśmy wytężać wzrok, by zobaczyć cel i swój kurs nieustannie poddawać korekcie. Często za bardzo skupiamy się na grzechu, a za mało na głosie sumienia, który pozwala nam znajdować wolę Bożą; bo nie jest celem człowieka niepopełnianie grzechu, lecz trwanie we wspólnocie z Bogiem oraz miłowanie Go i bliźniego.

Marek Kruszyński SJ

(Manreza 3/2021)

Walka duchowa

Myli się ten, kto uważa, że ostateczna walka duchów o świat i człowieka rozegra się na niebie. Wszyscy zaś, zadzierając głowy do góry z ciekawości, będą mogli być postronnymi obserwatorami ścierających się dwóch obozów mocy. Przegapiliśmy tę walkę. Św. Jan wspomina o niej w Apokalipsie: „I nastąpiła walka na niebie: Michał i jego aniołowie mieli walczyć ze Smokiem. I wystąpił do walki Smok i jego aniołowie, ale nie przemógł, i już się miejsce dla nich w niebie nie znalazło. I został strącony wielki Smok, Wąż starodawny, który się zwie diabeł i szatan, zwodzący całą zamieszkałą ziemię, został strącony na ziemię, a z nim strąceni zostali jego aniołowie” (Ap 12,7-9). Walki nie widzieliśmy, ale znamy jej wynik. Archanioł Michał wraz z aniołami wiernymi Bogu zwyciężyli Smoka i jego zastępy zbuntowanych aniołów. Niestety, nie jest to koniec historii o walce dwóch obozów istot duchowych. Wąż starodawny i jego aniołowie zostali strąceni na ziemię, gdzie kontynuują swoje zadanie: zwodzą człowieka.

Jeżeli chcesz być świadkiem walki istot duchowych, nie zadzieraj głowy w górę. Walka duchów nie toczy się na niebie. Zajrzyj do swego serca – tam jest ich pole walki. To w twoim sercu i w myślach toczy się spór dobra ze złem. Nikt nie może być jedynie postronnym świadkiem tej walki, ale sam w niej bierze udział. Nikt nie jest tylko pionkiem na szachownicy, którego bezwiednie przestawiają gracze. W walce tej istotną rolę odgrywa twoja wolność, która przynależy godności osoby ludzkiej. Człowiek w każdej sytuacji posiada wewnętrzną wolność, która uzdalnia go do swobody myślenia, do podejmowania wyborów i decydowania o własnym postępowaniu – jak zauważa Viktor Frankl, psychoanalityk i więzień obozów koncentracyjnych – gdyż nie jest jedynie produktem uwarunkowań biologicznych, psychicznych czy społecznych. Człowiek nie jest też skazany na bezwzględność jakiegoś fatum, któremu odpowiada myślenie mitologiczne, niereligijne, a na które to powołują się ci, którzy uciekają od osobistej odpowiedzialności za to, co wydarza się w ich życiu.

Wreszcie okazuje się, że człowiek nie jest bezradny nawet względem działalności duchów – choć przewyższają go pod każdym względem, to mimo wszystko nie mogą za niego wybierać. Ktoś może przywołać przypadki opętań, które wskazują na totalną bezsilność opętanego. No tak, ale na początku każdego opętania jest człowiek, który wybiera w wolności to, co nie pochodzi od Boga, ktoś, kto dobrowolnie otwiera się na moce duchowe, które nie mają swojego źródła w Zmartwychwstałym. I znów wracamy do tematu dwóch światów duchowych, które są w całkowitej sprzeczności, ale też spotykają się w sercach i umysłach wszystkich ludzi. Nikt nie jest pozbawiony wpływu ducha dobrego i ducha złego, a zarazem nikt nie traci własnej autonomii na rzecz jednej ze stron (jednocześnie nie istnieje też taka autonomia, by nie podlegała wpływom z zewnątrz).

W bieżącym numerze Manrezy przyjrzymy się wczesnemu duchowemu doświadczeniu Ignacego Loyoli – doświadczeniu odczuwania działań różnych duchów na jego myśli i pragnienia. Tym numerem rozpoczynamy Rok Ignacjański z okazji 500-lecia nawrócenia św. Ignacego. Od bieżącego numeru pisma w pewien sposób będziemy towarzyszyć mu na drodze nawrócenia, partycypując w tym doświadczeniu przez coraz głębsze wchodzenie w doświadczenie rozeznawania duchowego. Proponowane ćwiczenia duchowe zamieszczone po artykułach mają na celu pomóc w lepszym odczuciu, poznaniu i wreszcie rozróżnieniu duchów, które działają w nas samych.

 

Marek Kruszyński SJ

(Manreza 2/2021)